Spiski #6: Koniec teorii spiskowej

Co się dzieje, gdy coś, co było "teorią spiskową" można już, a nawet trzeba, potraktować poważnie? Na przykładzie pandemii.

Największa perfidia w tym, że część zbiorowej ułudy jest jawna. 

Stanisław Lem, Kongres futurologiczny[1]

            Można chyba uznać, że jedną z dopuszczalnych definicji „teorii spiskowej” jest – niezależnie od jej prawdziwości czy fałszywości – to, że przychodzi nie w porę. W aktualnym układzie sił nie ma na nią dobrego momentu; to nie czas, żeby w ogóle traktować ją poważnie. W tym sensie „teoria spiskowa”, użycie tej frazy, pokazuje nam, na co społeczeństwo nie jest teraz gotowe. To samo społeczeństwo może w tym samym czasie uznawać za poważne i wiarygodne najbardziej nieprawdopodobne bzdury. Tyle że nie naruszają one aktualnego konsensusu, dlatego zamiast traktować je jako niedorzeczności powtarza się je na okrągło nadając pozór prawdziwości. Żadna inna wersja wydarzeń (znów: prawdziwa lub nieprawdziwa) nie zostanie nawet dopuszczona do kręgu możliwych reprezentacji ogólnie akceptowalnej wiedzy.

Biorąc za kryterium czas lub moment można obserwować jak pod wpływem naszej codziennej politycznej i medialnej propagandy pewne elementy wiedzy o świecie stają się nagle, z dnia na dzień „teorią spiskową” albo obcą propagandą, inne zaś nagle zaczynają obowiązywać jako dogmaty Nauki, które kwestionują tylko nawiedzeni foliarze lub niebezpieczni radykałowie. Doskonałym przykładem tych procesów są oczywiście akrobacje publicznego dyskursu wokół pandemii covidowej. Fundamenty wirusologii takie jak np. naturalna odporność stały się nagle podejrzanymi, antynaukowymi wymysłami, a antynaukowe i groźne wymysły nigdy nie zalecane w podobnych sytuacjach – jak lockdown – niekwestionowanym elementem Nauki. Cóż, sama ta Nauka stała się zresztą raczej zbiorem rytualnych gestów manifestujących tożsamość polityczną niż faktycznym zasobem wiedzy naukowej.

Tym bardziej interesujące jest obserwowanie dzisiejszej sytuacji, kiedy kurz opadł, panika zniknęła a część tej momentalnie obowiązującej ortodoksji narzuconej przez bezprecedensową kampanię propagandy i dezinformacji (walczącej oficjalnie, a jakże, z propagandą i dezinformacją) okazała się zmyśleniem. Wciąż oczywiście istnieją tacy, którzy z mieszanką dumy i resentymentu ogłaszają, że „pandemia się nie skończyła” i pewnie żałują, że nie udało się zamknąć wszystkich w domach na dobre trzy lata i poddać przymusowym szczepieniom pięcioma dawkami. Wciąż istnieją też ludzie, którzy paradują w tłumie z maseczką uszytą w domu i jak każdy odpowiedzialny członek kultu zdejmują ją tylko do spożycia posiłku. W jego trakcie, jak wiemy również dzięki Nauce, wszyscy są chronieni przed wirusami dróg oddechowych. Trzeba tylko zjeść talerz do końca. Pamiętam, że w samym apogeum pandemicznej „racjonalności” poszedłem na promocję książki odbywającą się w przestrzeni dzielonej przez księgarnię i restaurację. Istniała tam taśmowa bariera wyznaczająca granicę między tymi, którzy musieli nosić maseczki (słuchacze spotkania) i tymi, którzy mogli spokojnie rozmawiać i jeść jako klienci restauracji. Całe szczęście, że ta zapora miała kolor różowy, bo ten zgodnie z umową wirus uszanuje nie przechodząc z jednej strefy do drugiej. 

Pandemia była więc czasem takiego wzmożenia Wyznawców Nauki, że niekiedy zapominali oni czytać jakiekolwiek nowe dane, śledzić toczące się dyskusje czy zastanawiać nad jakością podejmowanych przez urzędników i polityków decyzji. Nauka stała się nieodróżnialna od magii, a postawa naukowa od ślepego posłuszeństwa przedstawicielom władzy. Szczególnie szokujące było to w przypadku środowisk intelektualnych, gdzie na akord ludzie zapominali o własnej wiedzy na temat działania kapitalizmu czy Big Pharma i zaskakująco chyba nawet dla samych siebie stawali się prymusami posłusznymi politykom, których jeszcze wczoraj uważali za bandę złodziei i kłamców. Zadziałała złota, choć niepisana zasada konformizmu: okłamali nas co prawda przy ostatnich 99 okazjach, ale dziś na pewno mówią prawdę. Ta dogmatyczna i, nie bójmy się tego słowa, bezmyślna postawa wywołuje oczywiście swój backlash – równie dogmatyczny i równie bezmyślny. A Wyznawcy Nauki dla swojej wygody i żeby nie musieć się przyznawać do wstydliwych pomyłek postanowili uznawać wszystkich swoich oponentów, choćby byli najbardziej utytułowanymi profesorami wirusologii, za oszołomów. Innymi słowy, pandemia była okazją do odbycia po raz kolejny, tylko w znacznie spotęgowanej skali, rytuału plemiennych identyfikacji, nawet jeśli role rozdane były przypadkowo i niezbyt rozsądnie.

Sytuacja dojrzała do tego, że nawet w mainstreamowych mediach (nie w Polsce, bez przesady) można już napisać rzeczy, za które jeszcze chwilę temu traciło się prawo do głosu (na niektórych portalach, jak np. Youtube trwa to do dziś). 30 stycznia w „Newsweeku” Kevin Bass stwierdził wprost: „Dostrzegam teraz, że środowisko naukowe począwszy od CDC przez WHO aż po FDA i ich przedstawicieli wielokrotnie wyolbrzymiała dowody i manipulowała opinią publiczną w kwestii własnych opinii i rekomendacji, włączając w to relację między naturalną i poszczepionkową odpornością, zamykanie szkół, transmisję choroby, zakażenie drogą kropelkową, obowiązek noszenia maseczek, skuteczność i bezpieczeństwo szczepionek, szczególnie u młodych. Wszystko to były naukowe błędy już wtedy, a nie jedynie z perspektywy czasu. Co zadziwiające, niektóre z tych niejasności trwają do dziś”[2]. Autor formułuje konkluzję: „Jako środowisko naukowe powinniśmy przyznać, że się myliliśmy i kosztowało to życie wielu ludzi”.

Nawet w „The Atlantic”, prawdziwej tubie propagandowej elit władzy zarówno w kwestiach politycznych, jak i oczywiście pandemicznych, ukazał się tekst Emily Oster wzywający do „covidowej amnestii” dla tych, którzy może wzięli oficjalne zalecenia trochę zbyt poważnie[3]. „Dokonaliśmy najlepszych możliwych wyborów w momencie niepewności. A inni ludzie dokonali innych i wraz z upływem czasu dowiadywaliśmy się nowych rzeczy”[4] – tłumaczyła autorka w jednym z wywiadów towarzyszących publikacji. Fajnie to brzmi i w ogóle pojednawczo, ale nie, dziękuję.

To nieprawa, że jedni dokonywali takich wyborów, a inni innych i teraz możemy sobie spokojnie podać ręce na zgodę. Nie, za dokonanie niewłaściwych wyborów – to znaczy niezgodnych z agresywnie propagowaną ortodoksją – traciło się w pandemii prawo do udziału w życiu społecznym, prawo przemieszczania, uczestnictwa w wydarzeniach publicznych, a niekiedy pracę, dobre imię i środki do życia. Więc skoro dziś już wiemy, że przez ostatnie trzy lata okłamano nas właściwie w każdej ważnej kwestii związanej z Covid-19 (zagrożenie i śmiertelność, liczba zgonów, pochodzenie wirusa, negatywne skutki szczepionek, naturalna odporność, lockdowny, maseczki, dystans społeczny, sterylność szczepionek, leczenie przeciwciałami, itd.) nie wystarczy zaordynować znów odgórnie ogólnoświatowego pojednania. Gdzie jest zadośćuczynienie za krzywdy czy choćby przyznanie się do błędów lub kłamstw?

Nie spodziewałbym się niczego w tym rodzaju, dlatego nie wierzę też w żadną autentyczną amnestię. Chyba że taką, która polegać będzie na uspokojeniu sumień tych, którzy faktycznie coś na sumieniu mają. Ale i tu nie byłbym przesadnym optymistą. Jeśli chodzi o aparat państwa, miliarderów, którzy wzbogacili się na tym nieszczęściu i korporacje farmaceutyczne to na pewno nikt nie poniesie żadnej odpowiedzialności. Gdyby miało być inaczej nie żylibyśmy w świecie w jakim żyjemy. Kapitalizm kataklizmowy działa przecież pod dyktando tych wzajemnie zazębiających się grup.

Jeśli chodzi o tzw. zwykłych ludzi też nie liczyłbym na jakieś poważne ekspiacje. Jako członkowie skonfliktowanych plemion nie jesteśmy przecież rozliczani z autorefleksji czy umiejętności przyznania się do błędu, ale ze ślepej wierności akurat naszemu kultowi. Myślę, że ci wszyscy wrażliwi i tolerancyjni mieszczanie, którzy przez rok zajmowali się stygmatyzowaniem niezaszczepionych jak w najlepszych czasach rasowej segregacji, mają pilny interes w tym, żeby nie uzmysłowić sobie co tak naprawdę robili. Raczej będą trwali przy swoim, bo mają za dużo do stracenia ze swojego poczucia moralnej wyższości, a to jest ich główna inwestycja. A to, że wspierają cenzurę i instytucjonalne wykluczenie wszystkich, którzy myślą inaczej niż oni już dawno przestało im przeszkadzać. 

Covidowa amnestia będzie więc oznaczać w praktyce dokładnie to samo, co dzieje się zawsze, gdy okaże się, że mainstream kłamał wysługując się władzy (państwowej lub korporacyjnej, wszystko jedno). Czyli nic. Nic się nie stało, karawana jedzie dalej. Ale à propos „teorii spiskowych” i czasu to jednak dosyć zabawne, że wszystkie te dumne z profesjonalizmu i wiarygodności dzienniki, portale i kanały telewizyjne odkrywają teraz nieśmiało Amerykę i muszą naprędce godzić się z faktami, że jednak w tej pandemicznej polityce coś mogło być nie tak. Są w tych kwestiach jakieś półtora roku za „oszołomami”.

Ponieważ zrobiło się jakoś ponuro, chciałbym zakończyć dwoma żartami, może też dlatego, że nasza rzeczywistość społeczno-polityczno-medialna coraz bardziej przypomina serię nieudanych dowcipów. Oba będą też sponsorowane przez Pfizera. No cóż – stać ich, a i przepływ informacji potrafią sponsorować jak mało kto[5]. Dowcip numer jeden to dwa wpisy na twitterze samego prezesa firmy, Alberta Bourli. Pierwszy pochodzi z 1 kwietnia 2021 roku: „Spieszę podzielić się informacją, że analiza 3 fazy naszych testów BioNTech również pokazała, że nasza szczepionka na COVID-19 była w 100% skuteczna w zapobieganiu zakażeniom covidem w Afryce Południowej. 100%”. Nie, dowcip nie polega na tym – choć w sumie mógłby – że jest to wpis w prima aprilis. Chodzi o słowa jakie ten sam Bourla napisał na swoim koncie 15 sierpnia 2022 roku: „Chciałbym poinformować, że otrzymałem pozytywny test na COVID-19. Jestem wdzięczny za otrzymanie czterech dawek szczepionki Pfizer-BioNTech i czuję się dobrze mając jedynie umiarkowane objawy. Izoluję się i zacząłem leczenie Paxlovid”. Niezłe, nie? Szczepionka w 100% skuteczna na X, tak że wystarczy wziąć ją tylko cztery razy, a potem na chorobę X trzeba już leczyć się innym lekiem, sprzedawanym przez tę samą firmę.

Uwaga, dowcip drugi. Posiedzenie Specjalnej Komisji na temat pandemii Covid-19 w Parlamencie Europejskim, 10 października 2022. Wezwany na nie Albert Bourla nie mógł przyjść. Dlaczego? Bo nie. Nie miał najwyraźniej czasu na pierdoły. Ale przysłał Janine Small, prezeskę International Developed Markets w Pfizerze. W pewnym momencie przesłuchania Rob Roos, polityk holenderskiej partii prawicowej zadał pytanie, które dla wielu ludzi Nauki może się wydać szokujące: „Czy szczepionka Pfizera była testowana na okoliczność zatrzymywania transmisji wirusa zanim została dopuszczona do rynku? Jeśli nie, proszę o jasną odpowiedź. Jeśli tak, czy zechciałaby Pani podzielić się z nami stosowną dokumentacją?” Odpowiedź przedstawicielki Pfizera brzmiała: „Czy wiedzieliśmy o zatrzymywaniu transmisji wirusa? Nie! Musieliśmy naprawdę działać z szybkością nauki, żeby zrozumieć co dzieje się na rynku i z tego punktu widzenia musieliśmy podjąć ryzyko. (…) Jeśli nie my, to kto?” Rozumiecie? To Pfizer podjął prawdziwe ryzyko działając w dodatku, jakby ktoś miał wątpliwości, „z szybkością nauki” [with the speed of science]. Nie słyszeliście, że Nauka charakteryzuje się przede wszystkim szybkością? Ha, bo nie wiecie, co to jest! To jest ta szybkość, która pozwala dobrze zorientować się w rynku, bo „jak nie my to kto”. Tyle w kwestii ochrony zdrowia przez korporacje.

Jest jeszcze trzeci dowcip, w ramach promocji. Też sponsorowany przez Pfizera, ale tu dzieli on swą odpowiedzialność z szerszą architekturą nadzoru i kontroli informacji w naszych demokratycznych społeczeństwach. Co o tym posiedzeniu pisze fact-checking agencji Reuters? Że ci, którzy oburzają się wyznaniem przedstawicielki Pfizera okłamują opinię publiczną, ponieważ sugerują, że „ograniczenia takie jak paszporty covidowe były oparte na obietnicy, że szczepionka blokuje wirus, której nie składały ani firmy, ani przedstawiciele UE zanim szczepionki znalazły się na rynku”[6]. Nikt przecież nie mówił, że szczepionka zatrzymuje transmisję wirusa, ani że chroni przed zakażeniem w 100%, prawda? Nie na tym oparte były nasze restrykcje, cały ten festiwal moralnego szantażu i wskazywania palcem niewiernych doktrynie. Wszystkie ograniczenia, blokady, represje i akty cenzorskie. W ogóle jakie restrykcje, jaka szczepionka, jaki Covid? Tylko “antyszczepionkowcy” są prawdziwi i naprawdę groźni. Zwłaszcza ci zaszczepieni i czytający dane, którzy zwracają uwagę, że te produkty nie dają tego, co obiecywano. Bo obiecywano[7] i na podstawie tych obietnic stygmatyzowano i wykluczano ludzi, którzy nie chcieli się podporządkować. I nikt za to nigdy nie odpowie.


[1] Stanisław Lem, Kongres futurologiczny, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 147.

[2] Kevin Bass, It’s Time for the Scientific Community to Admit We Were Wrong About COVID and It Cost Lives, „Newsweek”, 30 stycznia 2023, https://www.newsweek.com/its-time-scientific-community-admit-we-were-wrong-about-coivd-it-cost-lives-opinion-1776630, dostęp 26 lutego 2023.

[3] Emily Oster, Let’s Declare a Pandemic Amnesty, „The Atlantic”, 31 października 2022, https://www.theatlantic.com/ideas/archive/2022/10/covid-response-forgiveness/671879/, dostęp 26 lutego 2023.

 4 Should We Declare a Covid Amnesty?https://www.npr.org/2022/11/04/1134429414/should-we-declare-a-pandemic-amnesty,  dostęp 26 lutego 2023.

[5] Por. https://www.youtube.com/watch?v=QAkQlZgnbUQ, dostęp 26 lutego 2023.

[6] Por. https://www.reuters.com/article/factcheck-pfizer-vaccine-transmission-idUSL1N31F20E, dostęp 26 lutego 2023.

[7] Por. https://www.youtube.com/watch?v=hp9xhOYlrEA, dostęp 26 lutego 2023.

Comments (2):

  1. Krystyna Jasinska

    6 marca, 2023 at 6:55 pm

    Wspanialy artykul Dodalabym jeszce ze
    w tym czasie odebrano wielu osobom możliwość pożegnania z umierającymi bliskimi małe dzieci obciążono strachem ze mogą być
    odpowiedzialne za smierć dziadków a lekarze zapomnieli o przysiędze Hipokratesa To dla mnie zbrodnie przeciwko ludzkości i samo przepraszam ze strony tych wszystkich którzy z jakich by nie było powodów poparlito szaleństwo nie wystarczy

    Odpowiedz
  2. Bartek

    26 czerwca, 2023 at 12:57 am

    piękny post. podobnie jak ten drugi o nagonce na ludzi bez paszportów pfizera. koniec końców boję się dzisiaj ludzi lewicy. to czemu klaskali, to nie jest coś co daje się zignorować i zapomnieć. jaki sens mają dzisiaj rozmowy o różnych rzeczach, które często, albo zwykle są pokłosiem tego, co się wtedy stało, jeżeli ciągle nie chcemy, albo nie możemy rozmawiać o tym co się wtedy stało. jaka jest wiarygodność “lewicy”, która obiecuje mieszkania i jedzenie, a w chwili prawdziwego kryzysu zachłyśnięta religią nauki próbuje ludziom na siłę wciskać eksperymentalny zastrzyk od amerykańskiej korporacji. jakim cudem tak nowy rodzaj preparatów zostają nagle podany połowie populacji? można się nie znać – ale widząc opis mechanizmu działania mieć obawy – jakim cudem tych obaw nie mieli ludzie, którzy się znają? wiele pytań, wciąż niewiele odpowiedzi. ciekawy jestem, jak historia oceni początek lat 20 XXI wieku.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *