„The long memory is the most radical idea in America” – te słowa Clare Spark Loeb stanowią motto do filmu Johna Gianvito o osobliwym, ale bardzo trafnym tytule: Motyw zarobkowy i szumiący wiatr (2007)[1]. Jest to dokument, bo pokazuje to, co istnieje naprawdę; to eksperyment, bo pokazuje coś bez interpretacyjnego klucza, którego trzeba szukać pomiędzy tym, co pokazane i tym jak jest to pokazane; jest to wreszcie esej, bo ów interwał, który trzeba odnaleźć zawieszony jest między wiedzą i zmysłowością. Struktura tego dzieła jest nad wyraz prosta: oglądamy na zmianę tablice pamiątkowe przedstawiające nieznane epizody z historii Stanów Zjednoczonych oraz widoki natury, w tym głównie kołyszące się na wietrze gałęzie drzew i bujające się pola wysokich traw. Współistnienie ulotnego życia natury i skamieniałych – choć zapomnianych – fragmentów historii jest tu właściwym filmowym tematem.
Historię narodów piszą zwycięzcy, dlatego dzieje Ameryki pisali i piszą głównie reprezentanci finansowej oligarchii, która dziś dzierży władzę skumulowaną w sposób trudny nawet do wyobrażenia. Gianvito stara się pokazać prehistorię tego panowania filmując inskrypcje odwołujące się do masakr rdzennych mieszkańców USA, brutalnej pacyfikacji protestów robotniczych, walk o równość klasową i rasową. Wśród poległych i zasłużonych wiele jest nazwisk szerzej nieznanych, choć nie brakuje postaci rozpoznawalnych niemal powszechnie – Henry David Thoreau, Eugene V. Debs, Malcolm X czy Emma Goldman. Wraz z okolicznościami ich śmierci, informacjami o ich działalności, czytamy też krótkie aforyzmy umieszczone na nagrobkach i tablicach, jakby miały one służyć za rodzaj rozsianych po Ameryce ziaren innej, bardziej sprawiedliwej wspólnoty.
„… ofiara żądzy zysku”.
„Przyjdzie dzień, gdy nasze milczenie będzie bardziej potężne niż głosy, którymi się dziś dławicie”.
„Oddał swe życie nie dlatego, że kochał je mniej, ale dlatego, że bardziej kochał przyjaciół i wolność”.
„Nie prasuj, gdy gotuje się strajk”.
„Mam dosyć tego, że mam dosyć”.
Inskrypcji jest tyle, że film bardziej się czyta, niż ogląda, trwając w zawieszeniu wobec tego, co właściwie pokazuje się nam na ekranie poza tą zapomnianą wiedzą. Większość nagrobków i tablic stoi gdzieś na uboczu, przy wylotówce, koło zagajnika, głęboko w lesie albo na opustoszałych polach. Ich czytanie jest więc również czytaniem krajobrazu, przyglądaniem się krajowi w szczegółach, których on sam – jego struktura władzy – nie chce pamiętać, ani uwzględnić.
Może więc rewolucyjna jest nie tylko długa pamięć, ale także pamięć szeroka (w przeciwieństwie do wąskiej), głęboka (w przeciwieństwie do płytkiej), wypukła (w przeciwieństwie do płaskiej). „Dobrą pamięć”, oznaczającą zwykle umiejętność przywołania szczegółów z przeszłości, powinno się może nazwać „pamięcią sprawiedliwą”, czyli taką, która w obok głównych arterii zbiorowej świadomości odnajdzie zarośnięte albo ignorowane na co dzień ścieżki? Taka pamięć byłaby jak fabuła w teatrze epickim, o którym pisał Walter Benjamin, że „zajmuje on wobec swej fabuły taką postawę jak mistrz-choreograf wobec adeptki tańca. Jego pierwszym zadaniem jest rozluźnić jej stawy aż do granic możliwości”[2]. Ani u Brechta, ani u Gianvito nie chodzi jednak o ćwiczenia dla samych ćwiczeń, o śrubowanie własnej doskonałości, lecz upomnienie się o brutalnie stłumione walki i postawy, które następnie brutalnie wyparto ze zbiorowej pamięci. Jej poszerzanie jest więc kontynuowaniem tych dążeń, oddaniem im czasu w świecie, w którym mają dla siebie coraz mniej miejsca.
Pamięć może być ulotna jak wiatr, ale i zastygła jak porośnięte mchem kamienie, dlatego tym o co walczy Gianvito pokazując i jedno i drugie jest właśnie coś pomiędzy nimi: pamięć elastyczna i osadzona, dynamiczna i stanowcza zarazem. Znów przypomina się tekst Benjamina, Ausgraben und Erinnern z 1932 roku, w którym pisał on, że „pamięć nie jest narzędziem badania przeszłości, ale raczej jego medium. Jest medium tego, co przeżyte tak jak gleba jest medium, w którym leżą rozkawałkowane stare miasta. Kto chce przyjrzeć się z bliska rozkawałkowanej przeszłości musi zachowywać się jak kopiący w ziemi”[3]. Tak właśnie postępuje Gianvito przyglądając się temu, co istnieje, co jest nawet do pewnego stopnia wyeksponowane, ale nie przestaje być przy tym marginalne i represjonowane. Upamiętnienie w kamieniu i zakopanie w ziemi wraz z innymi ruinami nie muszą się sobie przeciwstawiać. Wręcz przeciwnie, pamiątkową tablicę stawia się też po to, żeby raz na zawsze odesłać jej bohaterów do przeszłości, nawet jeśli sprawy, o które walczyli wciąż są niezałatwione.
Dla Gianvito, podobnie jak dla Benjamina, pamięć nie należy wyłącznie do przeszłości. Nie jest władzą kolekcjonowania znalezisk z minionych epok, lecz medium krytycznego czytania dnia dzisiejszego, wskazującym, przez które fragmenty teraźniejszości trzeba się jeszcze przekopywać. Każdy akt pamiętania może być w tym sensie wywrotowy lub konformistyczny. Może wywracać uładzony grunt dzisiejszej ideologii albo uklepywać go i maskować, by wyglądał bardziej naturalnie. Gianvito, który swym filmem składa hołd Ludowej historii Stanów Zjednoczonych Howarda Zinna, traktuje pamięć historyczną jako medium łączenia zmarginalizowanej przeszłości z teraźniejszością. Dokładnie tak działa jego kamera, bo nie da się w jej spojrzeniu odróżnić momentu kopania w przeszłości od wskazywania, gdzie należy kopać dziś. Te dwa wymiary spotykają się ze sobą momentalnie.
Dzięki systematycznym odwiedzinom na cmentarzach walk obywatelskich film ten przypomina, że w Ameryce sprzed niecałego wieku masowo rozstrzeliwano ludzi za domaganie się ośmiogodzinnego dnia pracy lub płacy minimalnej, oskarżano aktywistów lewicowych i anarchistycznych o zbrodnie kryminalne, nie mówiąc o jeszcze dawniejszych mordach na ludności rdzennej. To snop mrocznego światła na teraźniejszość, w której większość z tych postulatów wciąż wydaje się zbyt radykalna dla rządzącej krajem oligarchii, która za wszelką cenę próbuje zdyskredytować w oczach obywateli albo przekupić wszystkich, którzy kontynuują tę walkę. Gdy Gianvito filmuje tablice poświęcone pisarzom takim jak Upton Sinclair czy John Dos Passos (obaj stawali w obronie oskarżonych o morderstwo robotników i anarchistów Sacco i Vanzettiego, straconych w 1927 roku), formułuje de facto milczące pytanie o postawę dzisiejszych elit kulturalnych, raczej oderwanych od klas ludowych, nierzadko otwarcie im wrogich. Pytanie to, jak większość tych, które rodzą się w trakcie seansu, pozostaje bez odpowiedzi.
Pod koniec filmu Gianvito stara się sformułować wizualny odpowiednik hasła namalowanego flamastrem na tablicy poświęconej Emmie Goldman: „Walka trwa!” Twórcy uczestniczą z kamerą w protestach, manifestacjach i paradach dnia dzisiejszego dowodząc, że wiatr koniecznych zmian wciąż nie ustaje, mimo iż tytułowy „motyw zarobkowy” nie tylko się utrwalił, ale przemodelował cały świat. Choć to bez wątpienia słuszne hasło trzeba było wykrzyczeć, wydaje się ono nazbyt pochopną konkluzją dla filmu. Działa odrobinę jak pospieszne uspokojenie widza, że buntownicy z przeszłości mają dziś swoich następców.
Dla mnie skuteczniejszym – choć z pewnością bardziej pesymistycznym – przekopywaniem się przez teraźniejszość są paradoksalnie obrazy poruszanych przez wiatr łąk i drzew, które swym upartym milczeniem pozostawiają nas samych ze świadomością niesprawiedliwości. Nie próbują zamienić pamięci o buncie w nic trwałego, nie tworzą kolejnego pomnika, który za chwilę oddali się od życia i zniknie nam z oczu. Świadomość całkowitej porażki idei emancypacji, jej potworna nieprzystawalność do współczesnego świata jest chyba cenniejsza od utrzymywania się w przekonaniu, że jednak, mimo wszystko, „damy radę”. Zgodnie z zapowiedzią to cisza tych tablic i tych okolic brzmi dziś bardziej doniośle i wstrząsająco nawet niż hasła dzielnych kontynuatorów niegdysiejszych walk.
[1] Film znajduje się w bibliotece serwisu mubi.com: https://mubi.com/films/profit-motive-and-the-whispering-wind, dostęp z 4 grudnia 2020.
[2] W. Benjamin, Co to jest teatr epicki?, przeł. K. Krzemień-Ojak, w: Brecht w krytyce światowej, red. Roman Szydłowski, PIW, Warszawa 1977, s. 21.
[3] Walter Benjamin, Ausgraben und Erinnern (1932), w: tegoż, Gesammelte Schriften, t. IV, Suhrkamp Verlag, Frankfurt am Main 1991, s. 400.